Gdyby nie Magda i Jej prezent urodzinowy w życiu bym nie sięgnęła z własnej, nieprzymuszonej woli po "Szeptuchę" Katarzyny Bereniki Miszczuk. Całe szczęście stało się inaczej!

O swojej niechęci do polskich pisarzy wspominałam przy okazji recenzji "Zamętu" (który de facto oceniam wysoko) i przyznam szczerze, że od tej pory teoretycznie nie wiele się zmieniło w tej kwestii, ale... ale muszę chyba częściej robić odstępstwa od tej reguły. Zachwyt nad "Szeptuchą" ani zamówienie kolejnych części przygód Gosławy nie ma z tym zupełnie nic wspólnego. Zupełnie. Niemniej jednak zacznijmy od początku. :) 


Nie mam zwyczaju czytania recenzji książek, które mi podarowano, bo i po co? Kultura wymaga by prezent przyjąć i przeczytać - nawet gdyby miało to być męką i katuszami dla ciała i umysłu. Nie ma, że boli. Katarzyna Berenika Miszczuk była dla mnie anonimowym autorem. Nie kojarzyłam jej z żadną powieścią, ani tym bardziej z jakimkolwiek gatunkiem więc nie wiedziałam czego mogę się spodziewać. Po entuzjastycznym rozpakowaniu podarku i ujrzeniu okładki (a na niej słów "Taka miłość zdarza się raz na tysiąc lat") moja mina lekko zrzedła. Harlekin pomyślałam w głębi duszy i szybko odwróciłam książkę by przeczytać opis na jej końcu. "Polska wciąż jest królestwem rządzonym przez Piastów". Oho... romansidło osadzone w czasach Piastów (najgorsze z możliwych połączeń). Odpuściłam sobie dalsze czytanie - wystarczyło mi. Pominę fakt, że jak wół opis rozpoczyna się od informacji, że akcja dzieje się w XXI wieku - nie zauważyłam. Postanowiłam nie oceniać książki po okładce i zagłębiłam się w lekturę. Czytając kolejną stronę popukałam się w czoło i śmiałam ze swojego pierwotnego zaliczenia "Szeptuchy" do mojej znienawidzonej kategorii (tak, tak - harlekinów nie toleruję). Książka zaczęła mnie wciągać. 

Powracając do samej "Szeptuchy"...

Katarzyna Miszczuk osadziła fabułę Szeptuchy w XXI wieku lekko zmieniając historię naszej Ojczyzny. Polska pozostała krajem pogańskim po tym, jak Mieszko I nie przyjął chrztu w 966 rok - dlatego też wciąż czczono wielu bogów i wierzono w boginki, demony oraz siły nadprzyrodzone. Główna bohaterka Gosława Brzózka po ukończeniu Uniwersytetu Medycznego w Warszawie zmuszona jest odbyć obowiązkową roczną praktykę u znachorki tzw. szeptuchy by móc świadomie zdecydować czy chciałaby zostać lekarką czy znachorką. Mimo, iż bohaterka twardo stąpa po ziemi i zdaje się w pełni zdecydowana by kontynuować swoją medyczną karierę zasilając szeregi personelu szpitala, to musi zaliczyć tak bardzo znienawidzone praktyki. Tak stanowiło prawo. Gosia, bo tak zwracają się najbliżsi do kobiety, ma odbyć staż w rodzinnych stronach, we wsi Bieliny na ziemi świętokrzyskiej. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że Gosława jest kobietą nowoczesną pragnącą realizować się jako szanowana pani doktor w szpitalu, a nie jako wiejska lekarka. Nie wspominając już o tym, że praktyki szeptuchy są dla dziewczyny niezrozumiałe i nieuczciwe. Na domiar złego staż maja się odbyć na wsi, a to oznaczało kontakt z ludźmi czczącymi słowiańskie bóstwa (Gosia nie wierzy w żadne zabobony), przyrodą, masą bakterii i kleszczami, których kobieta panicznie się boi. Pobyt w Bielinach okazuje się jednak być pełen niespodzianek, zaskakujących przeżyć i miłosnych uniesień. Właśnie tam młoda lekarka poznaje tajemniczego Mieszka (za którym oglądają się wszystkie panny) oraz wpada w oko bogom. Początkowo spokojne i ułożone życie Gosławy zaczyna się komplikować na wszystkich możliwych płaszczyznach. Czy kobieta zrozumie swoje przeznaczenie czy spanikuje i wróci do Warszawy? Sprawdźcie sami.


"Szeptucha" to pierwszy tom z serii "Kwiat paproci" (gdybym to ja wiedziała zanim zaczęłam czytać nie czekałabym na dostawę kolejnych części w księgarni!) napisany lekkim i bardzo przystępnym językiem. Ku niezadowoleniu niektórych wytrawnych znawców powieści fantastycznych, nie znajdziemy tu również skomplikowanych i wykwintnych opisów. I całe szczęście. Według mnie każda inna forma zadziałałaby na niekorzyść książki. Dzięki prostocie, licznym powtórzeniom oraz pierwszoosobowej narracji ma się wrażenie bezpośredniego uczestnictwa w przygodach Gosławy, która musi się zmierzyć ze słowiańskimi bóstwami. Autorka w luźny sposób nawiązuje do rodzimej (i tak często zapominanej) mitologii i pogańskich świąt czy też tradycji, które właśnie na wsiach żyły najdłużej. 


Książka zapewni każdemu solidną dawkę humoru i spowoduje pojawienie się tzw. banana na twarzy. Jest idealna na pochmurne dni i poprawę nastroju. Jako fanka thrillerów i powieści sensacyjnych mogę śmiało polecić "Szeptuchę" każdemu - nawet największemu sceptykowi. Potwierdzeniem niech będzie fakt, że powieść dosłownie pochłonęłam, a czując niedosyt zakończenia pierwszej części kupiłam od razu 3 kolejne, na które niestety musiałam trochę poczekać. Jedyne do czego mogę się przyczepić to zakończenie pierwszego tomu - Pani Katarzyno, tak się nie robi! - ale nic więcej Wam nie zdradzę.


Metryczka książki:

Tytuł
Szeptucha. Kwiat paproci - Tom 1.
AutorKatarzyna Berenika Miszczuk
WydawnictwoGrupa Wydawnicza Foksal (Wydawnictwo WAB)
Kategoriafantastyka, fantasy, science fiction
Rok wydania2016
Okładkamiękka
Ilość stron412